Samodzielny Publiczny Szpital Wojewódzki
im. Papieża Jana Pawła II w Zamościu

Ściana wschodnia nie musi się leczyć

Czytając w Gazecie Wyborczej artykuł pod tytułem „Komu na zdrowie”, autorstwa Wojciecha Grejciuna i Judyty Watoła, z 17 sierpnia 2010 roku, w którym redaktorzy gazety pokazali jak pieniądze na zdrowie są dzielone niesprawiedliwie, bo tak alarmują szpitale na Mazowszu i Śląsku, po prostu oniemiałem ze zdziwienia. Nasuwa się tylko jedna konkluzja – ściana wschodnia najlepiej by było, gdyby została zieloną wyspą bez ochrony zdrowia. Tutaj przecież nie ma pacjentów, a ciężko chorzy mogą się spakować i pojechać np. do Warszawy. I nie będzie problemu.
Ale czy ktoś zauważył, ile miesięcy czekają pacjenci na przyjęcie przez specjalistów i zabiegi medyczne na tzw. ścianie wschodniej? Jak szpitale popadają w coraz większe długi, bo NFZ już od dwóch lat nie reguluje zapłaty za wszystkie wykonane usługi ponadkontraktowe? Ile przekazuje pieniędzy za leczenie swoich pacjentów NFZ ze ściany wschodniej, bo ci pacjenci leczą się np. na Mazowszu? To są nieliczne przykładowe pytania, które pozostały niestety przemilczane. A które obrazują rzeczywistą sytuację na tle kraju, a nie tylko stronę tych, którzy rzekomo tracą.
Nie jestem w stanie zgodzić się z tym, że podpisane przez Minister Zdrowia Ewę Kopacz zmiany przepisów dotyczących algorytmu podziału środków finansowych dla poszczególnych regionów to szybko dokonana zmiana w kilka tygodni i zarazem, jak mogłoby wynikać z artykułu, zmiana nieprzemyślana. Bo Pani Minister posłuchała głosów wołających ze wschodu. To jest właściwy kierunek, który przynajmniej w części wyrównuje finansowanie poszczególnych regionów. Takie podejście sprzyja przede wszystkim pacjentom, którzy w polemikach na temat niesprawiedliwości wokół algorytmu, po prostu się gubią. A czy to nie pacjent powinien być najważniejszy? Czy zatem musi on decydować się na poszukiwanie szpitali w kraju, bo w miejscu, w którym mieszka czeka wiele miesięcy, bo limity ustalone w kontraktach wręcz uniemożliwiają dostanie się do lekarza w rozsądnym terminie. Czytam, że dyrektorzy warszawskich szpitali są rozwścieczeni, a o nowym podziale pieniędzy mówią: absurdalny i niesprawiedliwy. Proponuje zatem spróbować zarządzać szpitalami na ścianie wschodniej. Absurdalne i niesprawiedliwe jest to, co działo się i dzieje w biedniejszych województwach. Koszty udzielania świadczeń w Warszawie są dużo wyższe niż gdzie indziej? A dlaczego? Czy ten sam specjalista w Warszawie wykonuje lepiej swoją pracę? Czy zakupiony sprzęt medyczny jest taniej kupowany w Zamościu, a drożej w Warszawie? Czy pacjent jest inny, tu i tam? Myślę, że takie podejście jest zupełnie niezrozumiałe. Każdy pacjent w dowolnym miejscu w kraju oczekuje takiej samej usługi, usługi na najwyższym poziomie. Każdy specjalista, czy to z Zamościa czy z Warszawy powinien być za swoje kwalifikacje i fachową wiedzę wynagradzany należycie. O wiele trudniej jest zatrzymać świetnego specjalistę w Zamościu niż w większym mieście. A nakłady są, kto wie, może nawet większe niż w Warszawie. Żeby można było stworzyć w naszym szpitalu na najwyższym poziomie np. kardiologię, kardiochirurgię, chirurgię naczyń czy neurochirurgię, trzeba było zachęcić świetnych specjalistów, żeby tu chcieli przyjechać, m.in. z Katowic, Lublina. Bo przecież tutaj są bardzo potrzebni. Pacjenci, nie wyobrażają sobie, żeby teraz nie było takiego oddziału. Wolą leczyć się u siebie niż jechać setki kilometrów, a przy tym być narażeni na kolejne koszty. A pieniądze przecież podążają za pacjentem zgodnie z migracją, tj. zamieszkaniem na danym terenie. To ogromne i pewne pieniądze, które płacą oddziały NFZ-u, za swoich pacjentów. O jakości świadczonych usług medycznych w województwie lubelskim mogą świadczyć coroczne rankingi. W naszych szpitalach pacjenci leczeni są na najwyższym poziomie, a pacjent czuje się bezpiecznie.
Kompromitują się ludzie, którzy mówią, że szpitale ze ściany wschodniej przy zmianie algorytmu nie wykonają kontraktu, bo najbardziej chorzy i najdrożsi w leczeniu pacjenci będą uciekać do renomowanych ośrodków. Tylko na przykładzie naszego szpitala można się przekonać jaki jest stan faktyczny. Narodowy Fundusz Zdrowia nie zapłacił naszemu szpitalowi za wykonane świadczenia ponad kontrakt, od 1-go lipca 2008 roku do chwili obecnej, w sumie ok. 35 mln złotych. W roku bieżącym na koniec czerwca, pomimo starań przestrzegania wykonania podpisanego kontraktu, szpital wykonał świadczenia medyczne ponad podpisany kontrakt na wartość ponad 9 mln złotych. Teraz jesteśmy w sytuacji, że możemy na większości oddziałów przyjmować tylko pacjentów z zagrożeniem życia. Wcale to nie oznacza, że pacjentów jest mało i może ich zabraknąć. Problemem jest to, że pomimo posiadania świetnie wyszkolonej kadry i bardzo dobrej aparatury, jesteśmy zmuszani do odsyłania pacjenta, bo jest przekroczony limit. Jak długo szpitale będą kredytować Narodowy Fundusz Zdrowia? Czy to powinien być problem szpitali, że brakuje w systemie pieniędzy? Wydaje się, że z tym problemem powinien zmagać się płatnik, a nie przerzucać go na szpitale. To jest absurd.
Polemik wokół tego tematu może być wiele, ale bez zmiany w systemie finansowania świadczeń medycznych nic się nie zmieni. Mam na myśli przede wszystkim zmiany systemowe takie jak, podwyższenie składki zdrowotnej, równe traktowanie szpitali publicznych i niepublicznych oraz zmiany w funkcjonowaniu Narodowego Funduszu Zdrowia. I nie ma sensu na siłę dzielić ochronę zdrowia w Polsce na tę wschodnią i zachodnią. A tym samym wciągać w tę grę pacjentów. Polacy ze wschodu mają takie same prawa jak pacjenci z Mazowsza czy Śląska.

Andrzej Mielcarek

Powrót do listy

Polityka prywatności